
Nasza cywilizacja stanęła na rozdrożu. W szaleńczym, antropocentrycznym
i konsumpcjonistycznym wyścigu po hedoniczne spełnienie, zaczęliśmy zapominać o tym, że system, w którym funkcjonujemy, charakteryzuje wybitna współzależność. Tymczasem ludzie, od niepamiętnych czasów, traktują dobra Natury, jako coś, z czego należy czerpać pełnymi garściami, ale bez specjalnej troski o to, jak te zasoby utrzymać w takiej równowadze, aby ich eksploatacja nie zaburzyła balansu na Ziemi. Żyjemy w paranoicznym świecie interpretowanych oportunistycznie praw intelektualnych-własnościowych. Korporacje z pełnym przekonaniem patentują rozwiązania, których rozwój był uzależniony od woli i decyzji całych społeczeństw. Dobra publiczne są w niewoli pozbawionej głębszej refleksji komercjalizacji, wygodnej tylko dla tych, którzy stoją na szczycie piramidy władzy. Obecny czas, tak obfity w kryzysy, teoretycznie powinien motywować nas wszystkich do tego, aby gremialnie wypracować nowe mechanizmy wzajemnego partycypowania w ekosystemie. To co widzimy, jest jednak uwydatnieniem tego, jak bardzo różne są ambicje poszczególnych państw, organizacji i grup interesu. Konstatacja jest taka, że ludzie prawdopodobnie są zbyt leniwi, żeby dobrowolnie się ograniczać. Istota problemu, polega jednak na tym, że przez całe wieki nasze umysły produkowały ogromne ilości humanistycznych frazesów, którymi próbowano tworzyć „rząd dusz”. Z czasem owe etyczne bon moty, stały się narzędziem ponownego składania naszych percepcji, według obranych przez elity, najbardziej odpowiednich dla podtrzymania status quo modeli. Lektura książki Anne Sverdrup-Thygeson uzmysławia fakty zdawałoby się oczywiste. Dotyczą one kwestii procesów przyrodniczych, których znaczenie dla rozwoju ludzkości, jest fundamentalne. Tym, co powinniśmy zrobić, nie jest jednak tylko i wyłącznie zadbanie o zachowanie bioróżnorodności, ale także właściwe wykorzystanie darmowości usług ekosystemowych. Jeżeli pracę Natury da się przeliczać na pieniądze, to znaczy, że to, w czym wyręczają nas inne gatunki, powinno być widoczne w bilansie światowej gospodarki. Skoro są to dobra przeznaczone w domyśle dla wszystkich, to żadne państwo, nie może sobie tych zasobów przywłaszczać i wykorzystywać ich do budowania swojej przewagi nad resztą. Jeśli ktoś nas w czymś wyręcza, to my nie stajemy przed koniecznością poświęcenia na realizację tego celu czasu, pieniędzy i energii. Skoro nie płacimy pszczołom, dżdżownicom czy fitoplanktonowi za pracę, którą przy okazji dla nas wykonują, to dlaczego wartość tej pracy nie jest w ogóle wliczana do PKB? Gdyby była, nie mielibyśmy problemów z deficytami, a obojętne społeczeństwo w o wiele większym stopniu zdawałoby sobie sprawę z jej znaczenia. Autorka bardzo słusznie podkreśla, że być może już nigdy nie dowiemy się, jakie leki czy inne przydatne nam narzędzia mogłyby się pojawić, gdybyśmy swoim działaniem nie wytępili tak wielu gatunków roślin i zwierząt. Przestrzega też przed tym, aby po raz kolejny nie popełnić tego błędu. Dotychczas odkryliśmy i sklasyfikowaliśmy około 1,5 miliona gatunków. Każdy z nich, to często olbrzymia populacja. Samych drzew jest na świecie 3 biliony. Osobników z gatunku Prochlorococcus, odpowiedzialnych za produkcję połowy tlenu na Ziemi, istnieje z kolei aż 3 kwadryliardy! Dla wielu być może brzmi to nazbyt abstrakcyjnie, tak więc postaram się to zilustrować. Gdybyśmy w tej chwili zaczęli liczyć i skupili się wyłącznie na tym, nie robiąc nic innego przez całą dobę, to do miliarda doliczylibyśmy za około 32 lata. Do biliona, za 32 tysiące lat, do biliarda, za 32 miliony lat, do tryliona za 32 miliardy lat, do tryliarda za 32 biliony lat, do kwadryliona za 32 biliardy lat, a do kwadryliarda za 32 tryliony lat… Oficjalne teorie dotyczące wieku naszego Wszechświata, głoszą, że liczy on sobie jednak „zaledwie”
14 miliardów „wiosen”. Tak więc chcąc doliczyć do liczby określającej skalę populacji Prochlorococcus, potrzebowalibyśmy znacznie więcej czasu. A to tylko jeden gatunek! Dodajmy do tego całe armie innych mikroorganizmów, owadów, ryb, ptaków, zwierząt hodowlanych. Na końcu zaś uświadommy sobie, że według badaczy liczba gatunków występujących na Ziemi, może wynosić nawet 10 milionów lub więcej! Musimy więc odkryć jeszcze co najmniej 8,5 miliona! Jakie tajemnice i jakie dobra kryją w sobie te istoty? Jak bardzo mogą nam pomóc w rozwiązaniu naszych cywilizacyjnych problemów? Czy damy im szansę przetrwać? Jeżeli Ziemia, która w porównaniu z innymi obiektami kosmicznymi, jest mniejsza niż ziarno piasku, w tak wielkiej skali obfituje w bogactwo żywych form, to co może się znajdować na innych egzoplanetach, których w widzialnym Uniwersum są setki miliardów?! Ta książka, jeśli jest czytana wnikliwie i traktowana z intelektualną uczciwością, naprawdę otrzeźwia i wzbudza wyrzuty sumienia. Któż z nas bowiem może z całą pewnością stwierdzić, że nigdy nie zneutralizował pozornie irytującego robaczka czy owada? To powinna być lektura kanoniczna dla każdego, niezależnie od wieku. Dlatego gorąco zachęcamy do zapoznania się z jej bardzo wartościową treścią.



