
Legenda nurtu science-fiction - Arhur C. Clarke - powiedział kiedyś, że każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii. Czy zdigitalizowany świat nie przyćmiewa jednak tego, co w naszej realności jawi się jako nierzeczywiste? Chyba każdy z nas, przynajmniej raz w życiu doświadczył czegoś, co wymykało się racjonalnym wytłumaczeniom. Czegoś, co było tak nierealne w brutalnie otrzeźwiającym świecie, że zdawało się być snem. Co, jeśli to nie była fantasmagoria? Jeśli istnieją zjawiska, które materialistom wytrącają z rąk ich wszelkie zdroworozsądkowe argumenty? Pewne fragmenty rzeczywistości, nie ulegają dedukcjom a priori wykluczającym zjawiska paranormalne. Fantastyka nie tylko dokarmia wyobraźnię cudaków, ale przybliża nas mentalnie do nieuchronnej konfrontacji z parapsychologiczną otchłanią tajemnic, czekających na poznanie. Wkomponowanie w prozę naszego życia elementów realizmu magicznego, byłoby otwarciem zupełnie nowego rozdziału w doznaniach naszych umysłów. Literatura jest w tym kontekście jak aperitif przed wystawnym obiadem dla naszych egzystencji. Stephen King zaś, jest jak restaurator z maksymalną liczbą „gwiazdek Michelin”. Geniusz grozy, tym razem w swoim menu, kusi głodnych wrażeń iście Baśniową opowieścią. Amalgamat zdarzeń zdawałoby się dość prozaicznych, doprowadza do zupełnie nieoczekiwanego odkrycia. Bohater na pierwszy rzut oka przeciętny, zyskuje niezwykły przywilej - dostęp do innego świata, istniejącego równolegle do naszego. Nie będzie to jednak słodka podróż po obszarach do tej pory niezidentyfikowanych. Konsekwencją tej interakcji stanie się zderzenie z ciemnymi siłami, których ambicją jest zawładnięcie wieloma przestrzeniami bytu. King, jako „król” tego gatunku, powraca więc do zdawałoby się wyświechtanego motywu walki dobra ze złem, tyle, że w nieco szerszej skali niż nasze własne „ziemskie” podwórko. Dziś jednak, w dobie generowanych coraz bardziej kompulsywnie wirtualnych rzeczywistości, gdy relatywizacja wartości staje się wręcz przymusem do asymilacji, eksploatacja problematyki ścierania się pozytywów i negatywów, jest jeszcze bardziej nagląca. Uniwersalny grunt fabuły nowej powieści twórcy Mrocznej wieży,to ciągle otwarte pytanie o sens istnienia dwóch biegunów naszych charakterów, o argumenty, przemawiające za potrzebą polaryzacji. To, co dla nas jest złe, dla kogoś innego jest pożądane. Jak więc pozbyć się tej ambiwalencji, żeby wszyscy byli zadowoleni, bez konieczności percepcji naszych czynów w kontekście dobrych lub złych? Jest to zagadnienie o niebagatelnym znaczeniu, bo etos bohatera opiera się przecież na modelu rzeczywistości, w której o coś z kimś, dla kogoś się walczy. Pozbawienie cywilizacji tego, co amoralne, oznaczałoby konieczność przeobrażenia naszych ambicji. Inaczej rzecz ujmując, trzeba by uznać, że nie ma już nikogo, kto mógłby być wrogiem dla ogółu. Musielibyśmy ponadto wyswobodzić się z kajdan pokusy, aby stworzyć sztuczne konflikty dla uatrakcyjnienia egzystencji. Tak więc, wczytując się w opisy przygód naczelnej postaci Baśniowej opowieści, symultanicznie powinniśmy snuć domysły na temat imperatywu (bądź jego braku) istnienia zła, jako siły, dzięki której jesteśmy w stanie rozpoznać dobro. Jest to arcydylemat, bowiem ustratyfikowanie grup społecznych funkcjonujących w naszym świecie powoduje, że zawsze znajdzie się ktoś, kto potrzebuje rekompensaty za swoje subiektywne i obiektywne krzywdy. Ten globalny nakaz rewanżowania się za ból istnienia, nie pozwala uwolnić się naszym świadomością od pokrętnego piękna satysfakcji z wyrównania rachunków. Lektura ta nie jest więc jednopłaszczyznowa i nasuwa ogrom pytań nie o sam tok myślenia autora tej książki, ale o powody, dla których ciągle istnieje paliwo do generowania takich historii. Z tego punktu wyjścia, mamy przed sobą prostą drogę do poszukiwania Archetypu w Krainie Absurdów. To w gruncie rzeczy ogromne wyzwanie - zdecydować, że z potencjału możliwości świata w pełni świadomie pozbywamy się tego, co nihilistyczne, mizantropijne i destrukcyjne. Wielu wolałoby mieć w zanadrzu wybór, a nie jego brak. I tu znów wracamy do kwestii alternatywnych światów. Stephen King, jeśli zechce, napisze jeszcze kilka książek, w których ów wybór zostanie zaakcentowany. Twórcy gier pójdą zaś o wiele dalej. Dadzą bowiem otwartą fabułę z brakiem konkretnego zakończenia. To my będziemy decydowali o jego podwariantach w niemającej finału odysei przez fantazję. Być może tego właśnie potrzebujemy - przestrzeni, w której to my dobieramy składniki dobrego życia i w której, jeśli zestawimy je niewłaściwie dla nas samych, możemy zacząć od nowa…
Przeczytajcie tę pozycję i sami zdecydujcie, jaki morał w niej rozpoznacie, a jaki wyniesiecie.



