Czy Ameryka to „dom podzielony”? Powiatowa Biblioteka Publiczna w Szydłowcu poleca nową książkę Andrzeja Kohuta

O Stanach Zjednoczonych zwykło się myśleć w kategoriach miejsca, w którym można osiągnąć to, co gdzie indziej jest niewykonalne. Aureola mocarstwowości wisząca nad głowami dumnych Amerykanów, która przez tyle lat oślepiała swoim blaskiem resztę świata, powoli zaczyna jednak gasnąć. Jakie są tego przyczyny? Na papierze wszystko wciąż wygląda spektakularnie. Nadal jest to największa potęga ekonomiczna, naukowa, polityczna, sportowa i militarna na świecie. Amerykańskie firmy technologiczne, są korporacjami o największej wartości rynkowej. Kreują nasze konsumenckie preferencje, uzależniając od swoich towarów, usług i obietnic. Hollywood nadal „produkuje” globalnych idoli. Uczelnie „made in USA”, to marzenie każdego studenta. Dlaczego więc jest tak źle, skoro jest tak dobrze? Lord Acton orzekł kiedyś, że każda władza deprawuje, ale władza absolutna deprawuje absolutnie. Od dekad polityczni i biznesowi liderzy tego kraju w mniej lub bardziej ostentacyjny sposób, narzucają zachodniej cywilizacji sposoby myślenia i działania. Wszyscy temu ulegają, bo nikt nie chce mieć Ameryki za swojego wroga. Cena „przyjaźni” jest jednak bardzo wysoka, a regularne zwiększanie uzależnienia od „Wuja Sama”, kończy się tym, że gdy USA kichają, to każdy ma katar. Umocowania historyczne powodują, że nie wszystkim jest po drodze z dominacją Waszyngtonu. Ani Chiny, ani Rosja, nigdy nie wyrzekną się swoich aspiracji do przewodzenia Ziemi. Nie oddadzą bez walki pozycji, którą zajmowały i która dawała im niegdyś podobne handicapy do tych, którymi obecnie dysponują Stany Zjednoczone. Liderzy demokracji i jej miodoustni głosiciele, nie są bowiem do końca wierni szlachetnym ideałom przyświecającym „Ojcom Założycielom”. Wystarczy raz zejść z akceptowanej przez wszystkich ścieżki budowania społecznego dobrobytu, tylko raz pokazać, że niczym się nie różni od tych, których kiedyś obalono, by cała misternie utkana sieć peanów, została przerwana. Amerykanie popełnili mnóstwo błędów jako naczelny „żandarm świata” i z moralnego punktu widzenia stracili prawo do ustawiania wszystkich wedle własnego uznania. Siła tego państwa nie opiera się już na obywatelskiej wierze w to, że jest ono w stanie rozwiązać wszystkie problemy, ale na terrorze finansowym, który onieśmiela pretendentów do tronu. Jeżeli Twoja waluta jest globalnym środkiem rozliczeniowym, a system bankowy globu podlega Twoim instytucjom, to nietrudno być superbohaterem. Niewielu jednak zadaje pytanie o to, jakimi metodami doszło do zbudowania takiej supremacji. Prezydentura Donalda Trumpa, uchodzi za punkt zwrotny w dziejach tego narodu i prawdopodobnie w historii świata. Zrodziła bowiem potężną polaryzację, której konsekwencje sięgają daleko poza kontynent amerykański. Trump stał się ikoną ruchów, których celem jest „osuszenie bagna” przestępstw popełnianych przez elity pod płaszczykiem dbania o interes ludzki i narodowy. Coraz uporczywiej zaczęto zadawać pytania o to, czy ci, którzy rządzą, nie powinni stanąć przez trybunałami osądzającymi ich czyny, aby zrobić miejsce dla prawdziwych patriotów i ludzi honoru. Establishment ma wiele do stracenia, bo jeśli okaże się, że polityczni ekstremiści będą w stanie udowodnić swoje racje i społeczeństwo dowie się o rzeczach, które na zawsze miały być zamiecione pod dywan, to dojdzie do całkowitego przemodelowania sceny politycznej, biznesowej i społecznej. Niektórzy analitycy sugerują, że powrót do władzy Republikanów, którym przewodzi właśnie Trump, tym razem naprawdę może oznaczać koniec demokracji w tym państwie. Sęk w tym, że zarzuty stawiane przez zwolenników ex-prezydenta Demokratom także wskazują na to, że ci wcale nie liczą się z pożytkiem publicznym. Trwa więc przeciąganie liny i wzbudzanie strachu przed konsekwencjami wyboru rywala, a świat, pokiereszowany pandemią COVID-19 i wojną na Ukrainie, wstrzymuje oddech. Nie wiadomo bowiem, jakie długofalowe skutki będzie miało opowiedzenie się za którąkolwiek z dwóch opcji. Andrzej Kohut - amerykanista z Klubu Jagiellońskiego - od lat wnikliwie przygląda się temu, dokąd zmierza kraj, do którego wielu nadal wzdycha z podziwem i tęsknotą. Jego książka jest swoistą diagnozą stanu chorobowego całej zachodniej cywilizacji, która sama gubi się we własnej filozofii. Jej kulturowa otwartość przeplata się z ortodoksją, szowinizmem, egoizmem i oportunizmem. Czy jesteśmy w stanie raz jeszcze zaufać przywództwu USA, czy może czas najwyższy przewartościować nasze nadzieje na to, że jedno państwo uzdrowi całą planetę? Polecamy tę pozycję, bo z perspektywy polskich interesów, to, co wydarzy się w Ameryce, jest kluczowe także dla naszej przyszłości.

Zobacz również: